Historia Odkryć I Eksploatacji

 

Przed kapitanem Cookiem
 

Antarktyka była przez wiele setek lat rejonem zupełnie nieznanym. Biorąc pod uwagę panujące tam warunki trudno się dziwić dlaczego żeglarze nigdy nie zapędzali się tak daleko na południe. Ograniczała ich po pierwsze wiedza a po drugie niedoskonały jeszcze wtedy sprzęt. Lecz ciekawość poznania, żądza odkryć i konfrontacji rzeczywistości z legendami była silniejsza i to właśnie one – wspólnie z porywistymi wiatrami – gnały żaglowce w nieznane.
 

Jaka była ówczesna wiedza na temat tych odległych rejonów ziemi? Dzięki wysiłkom hiszpańskich i portugalskich żeglarzy znane było już położenie oraz rozciągłość obu Ameryk, poznano drogę do Indii dookoła Afryki, rosyjscy żeglarze zbadali północne i północno-wschodnie wybrzeża Azji. Mapy świata z tamtych czasów dosyć dokładnie pokazują linię brzegową tych kontynentów. Nadal pokutował jednak średniowieczny (a nawet wcześniejszy) pogląd o równowadze lądów na obu półkulach i o istnieniu na południu wielkiego kontynentu. Nie lada ciekawostką jest nakreślona przez Ptolomeusza (Egipt) mapa, pochodząca z roku 150 n.e., na której na 20°S zaznaczone są wybrzeża „terra australis incognita” – Nieznanej Ziemi Południowej. Skąd wiedział o niej egipski uczony?.
 

W 1513 roku turecki kartograf Piri-Reis wyraźnie zaznaczył na swojej mapie świata brzegi kontynentu Antarktycznego i otaczających je wysp. Na jakiej podstawie powstały obie mapy? – nie wiadomo do dziś. Czy zapuszczali się w tamte rejony ówcześni żeglarze?
 

Pierwsze wzmianki o rejsach na dalekie południe pochodzą z roku 700 p.n.e., kiedy to grecki historyk Herodotus odnotował w swoich kronikach wyprawę żaglowo – wiosłowej floty fenickiej z Morza Czerwonego wzdłuż wybrzeży Afryki, dookoła Przylądka Igielnego (Cape Agulhas) aż do Cieśniny Gibraltarskiej. Tak daleko na południu nie był dotychczas żaden człowiek z północy. Tak długa i odległa wyprawa nie została powtórzona przez następne 2000 lat!
 

Ślady dawnych wypraw morskich na południe odnaleźć można także w historiach polinezyjskich, jedna z nich opowiada o legendarnym nawigatorze Ui-te-Rangior z Wysp Rarotonga na środkowym Pacyfiku, który w 650 roku żeglował z Fiji swą łodzią „Nga-Iwi-o-Aotea” tak daleko na południe, że dalszą podróż uniemożliwiło mu zamarznięte morze! Jedni twierdzą, że dotarł on aż do wód antarktycznych inni, że do zamarzniętych fiordów Wyspy Południowej na Nowej Zelandii. Nikt jednak nie powtarzał tych wypraw i nie zapuszczał się na te wody przez kolejne setki lat ze względu na ich szczególną niegościnność, często szalejące sztormy, utrudniające żeglugę pola paku lodowego i dryfujące góry lodowe. Z jednej strony hamował ludzi strach, z drugiej jednak ciekawość inspirowała do działań.
 

Dobrze udokumentowaną penetrację mórz dalekiego południa rozpoczęli Portugalczycy rejsem dookoła Przylądka Igielnego (tak jak Fenicjanie) w latach 1487-88. Otworzyli oni drogę następnym śmiałkom. W roku 1497 Vasco da Gama odkrył drogę do Indii dookoła Afryki, stwierdzając, że poszukiwany ląd południowy nie ma połączenia z Afryką. Liczni żeglarze hiszpańscy próbowali w połowie XVI wieku odnaleźć ten rzekomo bogaty i gęsto zaludniony, legendarny ląd.
 

W latach 1519-22 Portugalczyk Ferdynand Magellan dopłynął do Ziemi Ognistej (Tierra del Fuego) i napotkawszy tam osiedla pasterskie zastanowił się: „skoro ludzie żyją tak daleko na południu, to dlaczego nie mogliby jeszcze dalej – tak jak wyobrażali to sobie starożytni ?”
 

Pół wieku później, w roku 1578 Francis Drake opłynął groźny Przylądek Horn i stwierdził, że „za nim” nie ma już nic. Potwierdził jednocześnie możliwość żeglugi tą drogą pomiędzy Atlantykiem a Oceanem Spokojnym. Pod koniec XVI wieku hiszpańsko-portugalska wyprawa Mendena i Queirosa zaopatrzona w cztery okręty ruszyła na południe z tak wielką pewnością dotarcia do lądu, że na pokład zabrano nawet ze sobą 10 zakonników, którzy mieli od razu rozpocząć tam pracę misyjną.
 

Poszukiwania prowadzili także Holendrzy między innymi Abel Tasman, który w 1636 roku opłynął Australię docierając na obecną Tasmanię (dawniej Van Dimens Land) i Nową Zelandię, uznając je za wybrzeża poszukiwanego lądu. W roku 1771 żeglował po Oceanie Indyjskim Francuz Yves-Johseph de Kerguelen-Tremarec z królewskimi instrukcjami dopłynięcia na Mauritius a stamtąd dalej na południe w poszukiwaniu Lądu Południowego. Udało mu się dopłynąć do 50°S, napotkane brzegi nazwał Południowa Francja. Okazało się później, iż jest to zaledwie archipelag skalistych, niezamieszkałych wysp znanych obecne pod nazwą Wyspy Kerguelena (zaliczane już do wysp subantarktyczntch). Wszystkie dotychczasowe wyprawy mimo swych niepodważalnych wartości poznawczych, z punktu widzenia swych głównych założeń zakończyły się jednak fiaskiem. Aż wreszcie pojawił się pewien młody Anglik – James Cook. (TJ)
 

James Cook
 

James Cook (1728 -1779) – porucznik Królewskiej Marynarki Wojennej, pochodził z Marton w hrabstwie Yorkshire.
Bardzo młodo, gdyż w wieku 15-tu lat rozpoczął służbę w marynarce wojennej. W stopniu podporucznika pływał u wybrzeży Nowej Funlandii prowadząc tam badania hydrograficzne i sporządzając mapy.
 

James Cook jako pierwszy zrewolucjonizował wiedzę o Oceanie Południowym i zapoczątkował powolny proces odkrywania tych odległych terenów.
W czasie swego życia trzy razy opłynął kulę ziemską. Nikt w całej historii nie może się poszczycić tyloma odkryciami geograficznymi co James Cook. Podczas swojej pierwszej wyprawy morskiej, zorganizowanej przez Royal Society na na statku HMS „Endeavour”, którego dowództwo Marynarka powierzyła mu w roku 1768, wraz z 85 osobową załogą dotarł jako pierwszy biały człowiek do wybrzeży Australii, Nowej Zelandii i Thaiti. Zaraz po powrocie w 1771 roku za swej pierwszej wyprawy na Pacyfik, rząd angielski zlecił kapitanowi Cook’owi kierownictwo wyprawą na dalekie, nieznane jeszcze wtedy południe.
 

13 lipca 1772 roku z Plymouth w Anglii w rejs dookoła świata wypłynęły pod jego dowództwem dwa okręty Jej Królewskiej Mości – „Adventure” i „Resolution” . Zadaniem wyprawy było odnalezienia legendarnej „terra australis incognita ” – Nieznanej Ziemi Południowej. W styczniu 1773 roku opływając od południa Wyspy Kergulena na Oceanie Indyjskim po raz pierwszy w historii światowej żeglugi przekroczono Południowy Krąg Polarny (66°30’S). Po zimowaniu na Nowej Zelandii, na początku 1774 roku wyprawa Cooka osiągnęła rekordową szerokość 71°10’ S, na długości 106°54’ E. Niestety nie odnaleziono tam legendarnego lądu. W Londynie kapitan Cook na spotkaniu z angielskimi armatorami stwierdził: „opłynąłem półkulę południową wzdłuż jej najdalszych równoleżników, a wszystko to po to aby udowodnić, że nie ma tam żadnego lądu, chyba że znajduje się on jeszcze dalej na południu a więc na wodach nie dostępnych dla żeglarzy”. Po tej deklaracji zaczęto powoli wątpić w jego istnienie.
 

W styczniu 1775 roku James Cook dotarł w okolice Georgi Południowej (możliwe, że nawet tam lądował). Nazwał tę wyspę Isle of George i tak opisał w swoim dzienniku:
 

„..to ziemia skazana przez naturę nigdy nie poczuć ciepła promieni słońca, ale leżeć pogrzebaną pod wiecznym śniegiem i lodem. Straszna i dzika, brak mi słów aby ją opisać..”.
 

Cook stwierdził, że ludzie nie mogliby żyć na stałe w takim zimnie, negując tym samym założenie Ferdynanda Magellana o osadach ludzkich jeszcze dalej na południe od Ziemi Ognistej. Na uwagę zasługuje fakt, iż w rejsie Jamesa Cooka brali udział także dwaj Polacy, Gdańszczanie: Jan Reinhold Forster i jego syn Jerzy Adam Forster, którym Admiralicja Angielska zaproponowała funkcję naturalistów.
 

Po wyprawach na dalekie południe James Cook pływał w latach 1776-79 także po morzach północnych w rejonie Arktyki przy wybrzeżach Ameryki Płn. Dotarł do najdalej na zachód wysuniętego punktu Ameryki na Alasce i nazwał go Przylądkiem Księcia Walii. Z rosyjskich map sporządzonych przez Witusa Beringa wiedział, że niedaleko muszą być wybrzeża Azji i Przylądek Dieżniewa. Dotarł w jego okolice w sierpniu 1778 roku. Dalszą żeglugę uniemożliwiały mu góry lodowe, zawrócił więc na południe, na Hawaje, gdzie zginął tragicznie zabity w roku 1779 przez tubylców.
 

Zasługi Jamesa Cooka dla „wykończenia” obrazu ziemi najdobitniej i najtreściwiej ujął geograf Peschel, który tak napisał w swojej „Historii ziemioznawstwa”:
 

„..żeglarz ten stoi w jednym rzędzie obok Krzysztofa Kolumba, Ferdynanda Magellana, Vasco da Gamy i Abla Tasmana. Zawdzięczamy mu znajomość natury wyspiarskiej Nowej Zelandii i Nowej Gwinei, odsłonięcie wybrzeża wschodniego Australii, odkrycie nowych wysp Oceanu Południowego (wyspy subantarktyczne i antarktyczne). Po podróżach Cooka wiedziano niewątpliwie, że woda zajmuje przeszło dwa razy większą przestrzeń aniżeli lądy…”.
 

Za sprawą Jamesa Cooka padło raz na zawsze przekonanie o istnieniu Nieznanej Ziemi Południowej. Zburzył on także przekonanie, że większość ziemi pokrywają stałe lądy. Po dwu pierwszych podróżach Cooka stało się rzeczą jasną, że ponad 70% to morza i oceany. Co więcej, większość z nich znajduję się właśnie na półkuli południowej, tam gdzie szukano wielkiego lądu.(TJ)
 

Wyprawy łowców fok
 

Relacje Jamesa Cooka o wyjątkowym bogactwie wód południowych zachęciły angielskich i amerykańskich łowców do wypraw na łowiska położone pomiędzy Przylądkiem Horn a Półwyspem Antarktycznym. Pod koniec XVIII wieku rozpoczęły się tam połowy fok i wielorybów na skalę przemysłową. Centrum stanowiła Georgia Południowa. W 1810 roku łowiło tam wiele statków amerykańskich i angielskich. Zapuszczały się one coraz bardziej na południe. Prawdopodobnie w 1812 roku angielscy łowcy odkryli archipelag Szetlandy Południowe obfitujący w foki, uchatki i wieloryby. Trzymali to jednak w tajemnicy ze względu na „depczącą im po piętach” konkurencję.
 

Za oficjalnego odkrywce Szetlandów Południowych uznaje się kapitana Williama Smitha, który w 1819 roku podróżując na brygu “William” z Montevideo do Valparaiso w Chile w celu ominięcia sztormu zboczył z kursu płynąc bardziej na południe i dotarł do nieznanego archipelagu lecz nie lądował na żadnej z wysp. Dopiero w drodze powrotnej z Chile obrał ponownie (już rozmyślnie) kurs na południe aby jeszcze raz dotrzeć do widzianej wcześniej grupy wysp. Lecz tym razem nie udało mu się ich odnaleźć, minął je płynąc za daleko na wschód. Jeszcze w tym samym roku wrócił tu i 16 października 1819 roku wylądował na największej wyspie archipelagu, przejmując ją w imieniu króla Jerzego III i nadając nazwę – Nowa Południowa Brytania (obecnie Wyspa Króla Jerzego, na której znajduje się Polska Stacja Antarktyczna „Arctowski”). Prawdopodobnie wcześniej byli na tej wyspie już Hiszpanie na statku “San Telemo”.
 

W następnym roku (20 stycznia 1820) na Szetlandy Południowe dotarł na pokładzie tego samego statku co William Smith – Edward Bransfield i płynąc jeszcze dalej na południe odkrywał nowe wyspy między innymi.: Clarence i Elephant. Co ważniejsze wykonał profesjonalne mapy, wskazał bezbłędna lokalizację i opisał przyrode tego rejonu, czego inni do tej pory nie zrobili. Jego nazwiskiem nazwano cieśninę oddzielającą Szetlandy Południowe od Półwyspu Antarktycznego. W tym czasie penetrowały rejon Morza Scotia także inne statki łowców fok: miedzy innymi brazylijski, trójmasztowy „San Juan Nepomuceno”, argentyński bryg „Espiritio santo”, amerykańskie „Hersilia”, „Frederick” i „Hero” dowodzony przez młodego kapitana Nathaniela Brown Palmera. Ten ostatni dotarł aż do Półwyspu Antarktycznego Zasługi N.B. Palmera zostały ostatecznie uhonorowane w nazwie Archipelagu Palmera, w którego skłąd wchodzą wyspy po zachodzniej stronie Półwyspu Antarktycznego. Na wyspie Anvers (najwiekszej w Achipelagu Palmera) znajduje się obecnie amerykańska stacja badawcza „Palmer”.
 

Wiele statków zatonęło na tych szczególnie niebezpiecznych, sztormowych wodach. Ich ślady morze wyrzuca do dziś na kamieniste wybrzeża Wyspy Króla Jerzego. Od 1830 roku w wyniku przetrzebienia stad fok i uchatek połowy stały się coraz mniej opłacalne. Uwagę niektórych pływających i pracujących tam ludzi zaczęły wtedy coraz bardziej przykuwać względy poznawcze. Jednym z nich był Charles Enderby właściciel wielkiej kompanii połowowej, także członek Królewskiego Towarzystwa Geograficznego. Był on zainteresowany nie tylko polowaniami ale także odkryciami. To właśnie jego dwa szkunery „Tula” i „Lively” z kompanii „Enderby and Sons” pod rozkazami kapitana Johna Biscoe opłynęły Antarktydę dookoła. (TJ)
 

Fadiej Fadiejewicz Bellinghausen (Fabian Gottlieb Thadeuss von Bellingshausen) (1778-1852)
 

14 lipca 1819 roku z portu w Twierdzy Kronsztad (koło Petersburga) wyruszyły dwa rosyjskie statki „Wostok” pod dowództwem kpt. Fadieja Fadiejewicza Bellingshausena, żeglarza pochodzenia estońskiego w służbie carskiej oraz „Mirnyj” pod dowództwem kpt. Michaiła Piotrowicza Łazariewa.
 

Wyprawa rosyjska pod patronatem Cara Aleksandra I miała wyraźne wytyczne Rosyjskiej Admiralicji:
„…dokładając wszelkich starań i największych wysiłków dotrzeć możliwie jak najbliżej Bieguna Południowego, rozglądając się za niezbadaną jeszcze dotąd ziemią. Działania zaprzestać jedynie w obliczu niezwyciężonych przeszkód…”.
 

Wyprawa ta miała również charakter naukowy – planowano zbieranie w czasie całej podróży okazów przyrodniczych i eksponatów etnograficznych dla Rosyjskiej Akademii Nauk, o czym przypominał admirał I. Kruzensztern, pod dowództwem którego Bellingshausen odbył już rejs dookoła świata w latach 1803-1806.
 

„Wostok” był nowym, szybkim, trójmasztowym okrętem wojennym o wyporności 900 ton i długości 40m z załogą liczącą 117 osób, natomiast „Mirnyj” to nieco mniejszy i starszy statek towarowy z 73 osobową załogą, znacznie wolniejszy od „Wostoka” co niejednokrotnie było powodem frustracji Bellingshausena, odpowiedzialnego za całą wyprawę.
 

Kadłuby obu jednostek wzmocniono specjalnie, przystosowując do żeglugi w lodach. Ciekawostką była …namiastka tradycyjnej rosyjskiej bani (sauny) pozwalająca utrzymać czystość i higienę marynarzy. Rozgrzane w ogniu kule armatnie umieszczano w brezentowym namiocie na pokładzie i polewając wodą uzyskiwano parę do kąpieli i prania.
 

W Londynie Królewskie Towarzystwo Geograficzne pomogło Bellingshausenowi zaopatrzyć się w przyrządy nawigacyjne, najnowsze mapy oraz niezbędną literaturę. Dobrze przygotowane i wyekwipowane statki ruszyły w drogę do Argentyny. 20 listopada 1819 roku „Wostok” i „Mirnyj” opuściły Rio de Janeiro, ostatni port w Ameryce Południowej kierując się ku Georgii Południowej, do której dotarły pod koniec grudnia. Zmapowano dokładnie południowe brzegi wyspy, uzupełniając braki w mapach Jamesa Cooka. Kolejnym etapem podróży były Sandwicze Południowe. Tu również, trafiając na dobrą pogodę Rosjanie mogli dokładnie zbadać wyspy, stwierdzając, że w skład archipelagu wchodzi ich dużo więcej niż to co wcześniej opisał James Cook.
 

Płynąc na wschód, najprawdopodobniej 15 stycznia (inne dane mówią, że 26 stycznia) 1820 roku oba statki przekroczyły Południowy Krąg Polarny. Wyczyn ten był drugim w historii żeglugi światowej, ale przez wrodzoną skromność Bellingshausen nawet nie odnotował tego w swoich zapiskach.
 

Kilka dni później, 1 lutego Bellingshausen prawdopodobnie jako pierwszy człowiek w historii zobaczył wybrzeże kontynentu antarktycznego! „Widzę pole lodowe przykrywające niewielkie pagórki” – zapisał.
Poprzez zasłonę padającego śniegu widział najprawdopodobniej barierę lodowca szelfowego na Ziemi Królowej Maud, w rejonie Morza Haakona VII. Niestety nie zdawał sobie sprawy z doniosłości swojego odkrycia i po zapisaniu pozycji 69°21’S i 2°14’W (lub 2°11’W) oraz warunków pogodowych w dzienniku okrętowym kontynuował podróż. Statki płynęły dalej na wschód, osiągając szerokość geograficzną południową, na jakiej nikt jeszcze wcześniej nie był w tym rejonie.
 

Po trwającym prawie rok rejsie po wodach antarktycznych wyprawa rosyjska zatrzymała się na postój w australijskim porcie Jackson (obecnie Sydney). Tu dotarł do Bellingshausena list informujący, że w czasie gdy jego statki eksplorowały Georgię Południową kpt. William Smith, płynąc daleko na południe od Ziemi Ognistej dotarł do nieznanego, skalistego brzegu, który według niego był Lądem Południowym. Kpt. Smith nazwał go Nową Szetlandią.
Po odpoczynku, przeprowadzeniu drobnych napraw i uzupełnieniu zapasów w Australii w październiku 1820 roku rosyjska wyprawa ruszyła ponownie w kierunku dalekiego południa.
 

W czasie całej wyprawy wokółantarktycznej, lawirując pomiędzy polami lodowymi w sumie sześciokrotnie przekraczali Koło Polarne, docierając do 69°53’S, gdzie 21 stycznia 1821 roku odkryli Wyspę Piotra I – najdalej na południe wysunięty ląd znany w tamtych czasach. Bellingshausen dotarł również do drugiego miejsca pozbawionego lodu, znajdującego się za Kołem Polarnym, nadając mu nazwę Wybrzeża Aleksandra (na cześć Cara). Obecnie wiadomo, że jest to wyspa połączona z Półwyspem Antarktycznym lodowcem szelfowym.
 

W drodze powrotnej (ku północy) 25 stycznia 1821 roku Bellingshausen dotarł w rejonie Szetlandów Południowych. Tu natknął się na morzu na mały amerykański statek łowców fok „Hero” dowodzony przez kapitana Nathaniela Browna Palmera. Gościł młodego Amerykanina na pokładzie „Wostka” i był pełen podziwu dla jego rozległej wiedzy o tych wodach.
 

Będąc na Szetlandach Bellingshausen stwierdził pomyłkę kp. Smitha – obserwowany przez niego ląd nie był brzegiem kontynentu, lecz archipelagu pokrytych śniegiem skalistych wysepek. Bellingshausen płynąc z zachodu na wschód nadawał kolejnym wyspom nazwy upamiętniające zwycięstwa armii rosyjskiej w kampanii napoleońskiej 1812-1815: Smoleńsk (Livingston), Berezyna (Greenwich), Połock (Roberts), Lipsk (Nelson), Waterloo (Wyspa Króla Jerzego), Mordinow (Elephant), Borodino, Mały Jarosławiec, Wiceadmirał Sziszkow (Clarence), Michajłow, Rożnow.
 

W związku z kończącym się antarktycznym latem i coraz mniej sprzyjającym żegludze warunkom a także coraz poważniejszymi kłopotami ze stanem technicznym statków (kadłub „Wostok” przeciekał) pod koniec stycznia 1821 roku Bellingshausen zdecydował o powrocie wyprawy. 26 marca oba statki dopłynęły do Rio de Janeiro i po przeprowadzeniu niezbędnego remontu kadłubów obrały kurs do macierzystego portu. Po ponad dwóch latach wyprawa Bellingshausena w pełni chwały wróciła do Petersburga.
 

W zwięzłym raporcie czytamy min. „Wyprawa w składzie dwóch statków „Wostok” i „Mirnyj” przebywała poza macierzystym portem 751 dni, z czego 527 w morzu i 224 na kotwicy. Pokonano łącznie 92200km. Odkryto 29 wysp: 2 w Antarktyce, 8 w strefie umiarkowanej i 19 w tropikach. Ze 189 oficerów i marynarzy, którzy wyruszyli na wyprawę 14 lipca 1819 roku wróciło 186”.
 

Niestety społeczeństwo rosyjskie prawie w ogóle nie było zainteresowane dokonaniami i odkryciami Bellingshausena. Dopiero porównanie jego osiągnięć z wyprawą Jamesa Cooka ukazuje nam w pełni jej wartość.
 

Wyprawa rosyjska 6 razy przekraczała Południowy Krąg Polarny, podczas gdy wyprawa Cooka – 3 razy.
Wewnątrz Koła Podbiegunowego Rosjanie przepłynęli w sumie odległość odpowiadającą 46°długości geograficznej, Anglicy – 18°, poniżej 60-tego równoleżnika – 243° w czasie 122 dni, a Anglicy – 118° w czasie 75 dni.
Rosjanie żeglowali wśród lodów 100 dni, Anglicy o 20 mniej.
 

Niestety, wiedza o wielkich odkryciach Bellingshausena nie dotarła do szerokiego świata i nie przyniosła mu należnej chwały, ponieważ dzienniki okrętowe zaginęły a wszelkie publikacje dotyczące wyprawy były opracowane tylko w języku rosyjskim, co przez dziesiątki lat czyniło je niedostępnymi dla obcokrajowców. W 1902 roku przetłumaczono na język niemiecki jedynie dane osobowe Bellingshausena, a ich wersja anglojęzyczna pojawiła się dopiero w 1945 roku.
Od 1839 roku Bellingshausen, awansowany przez Cara do stopnia admirała Floty Rosyjskiej dowodził twierdzą Kronsztad. (TJ)
 

Formacje geograficzne oraz obiekty w Antarktyce nazwane imieniem Bellingshausena:
• Morze Bellingshausena
• Lodowiec szelfowy Bellingshausena
• Rosyjska Stacja Badawcza „Bellingshausen” – Zatoka Maxwell, Wyspa Króla Jerzego, Szetlandy Południowe
 

(na podstawie min.: „Antarktyda – biały kontynent” David McGonigal, Lynn Woodworth)
 

Czasy wielorybnictwa
 

W wodach Oceanu Południowego oprócz fok i uchatek masowo łowiono także wieloryby. Początkowo upolowane zwierzęta holowano do brzegów i tam oskórowywano, ćwiartowano i wytapiano tłuszcz. Do dziś jest wiele śladów z tamtych czasów “…kiedy harpun, ostrze z grotem – mężne serce miał kto stawał oko w oko z kaszalotem..” czaszki, szkielety, kotwice, harpuny, klewanty, beczki, kotły do wytapiania tłuszczu itp. A teraz, jak mówią słowa ballady K. Piechoty “..zostały białe kości rzucone w otchłań mórz, a wielorybie stada nigdy nie wrócą już..”.
Na szczęście wracają!
 

Pod koniec XIX i na początku XX wieku powstało w tym rejonie wiele stacji wielorybniczych. Największe i najbardziej znane w Grytviken (1904) oraz Stromness na Georgii Południowe, gdzie do dzisiaj można podziwiać porzucone statki wielorybnicze, całe faktorie do przerobu tłuszczu i mięsa – wszystko zastygłe jakby przed chwilą. Głównymi łowcami wielorybów w tym rejonie byli Norwegowie, Chilijczycy, Anglicy i Niemcy. Zapuszczały się tu też statki wielorybnicze z Australii, w 1831 roku „Venus” – bark z Hobart (Tasmania) w pogoni za wielorybimi stadami dotarł aż do 72°S. Powróciwszy z dużym ładunkiem zachęcił innych do rejsów na dalekie południe. Port w Hobart na Tasmanii (Van Dimens Land) służył wielu statkom jako ostatni punkt uzupełniania zapasów przed drogą na dalekie południe. W 1873 roku pierwszy raz w historii pojawił się na tych wodach statek parowy, niemiecki wielorybnik „Grönland”. Norwegowie natomiast po raz pierwszy zastosowali armatki wielorybnicze i harpuny z materiałem wybuchowym.
 

Od 1907 roku Anglicy zaczęli kontrolować połowy wielorybów w wodach Antarktycznych. Na Wyspie Deception, na stacji zbudowanej przez Anglików w 1906 roku powstał magistrat sprzedający zezwolenia połowowe. Wielorybnicy uniezależnili się od stacji brzegowych dopiero w 1925 roku, kiedy to zastosowano po raz pierwszy slip do wciągania cielska wieloryba na pokład. Usprawniło to bardzo obróbkę i przyspieszyło przetwarzanie mięsa i tłuszczu. Maksimum połowów przypadło na lata trzydzieste XX wieku – zabito wtedy 250 tyś. płetwali błękitnych, 200 tyś. finwali i 5 tyś. sejwali. Pomimo międzynarodowych obostrzeń połowy kontynuowano. Jeszcze w latach pięćdziesiątych na wodach antarktycznych łowiły wieloryby floty 7 państw: Norwegii, byłego ZSRR, Wielkiej Brytanii, RPA, Holandii, Japonii i Panamy, a pod koniec lat siedemdziesiątych już tylko bazy japońskie i radzieckie. (TJ)
 

Carl Anton Larsen (Norwegia) w 1892 roku, na statku „Jason” w poszukiwaniu wielorybów dotarł na 62°S. W latach 1901-1904 dowodził statkiem wielorybniczym Antarctica i po jego awarii został zmuszony wraz z 19-osobową załoga do zimowania na Wyspie Paulet. W późniejszych latach założył stacje wielorybnicze na Georgii Południowej i na Szetlandach Południowych. W latach 1923-1924 Larsen był kapitanem pływającej w okolicach Wyspy Macquarie przetwórni wielorybniczej (whaling factory ship) „Sir James Ross” – największego jak dotąd statku pływającego po Oceanie Południowym. Wraz z pięcioma statkami łowczymi upolowano wtedy 221 wielorybów.
W latach 1927-1931 inna kompania w rejonie Morza Rossa upolowała i oprawiła 14100 wielorybów.
Pierwszym krajem, który zaangażował się w połowy wielorybów na skalę przemysłową była Argentyna.
W 1964 roku powołano Międzynarodową Komisję Wielorybniczą (International Whaling Commission – IWC), która miała kontrolować połowy tych ssaków. Od 1975 roku wprowadzono limity połowowe natomiast w 1982 roku zarządzono całkowity zakaz komercyjnych połowów wielorybów, który miał obowiązywać od 1985 roku. (TJ)
 

W historii wielorybnictwa antarktycznego odnajdujemy równiez polski akcent – był nim harpunnik Dymitr Gawryluk z Grodna.
 

„Belgica” – pierwsza wyprawa naukowa do Antarktyki
 

Wyprawa ta wiąże się nierozerwalnie z nazwiskiem dwóch polskich badaczy Antarktydy – Henrykiem Arctowskim (1871-1958) i Antonim B. Dobrowolskim (1872 – 1954).
 

Historia zaczęła się jednak nieco wcześniej, kiedy to baron Adrien Victor Joseph de Gerlache de Gomery (1866 – 1934) – sierżant Królewskiej Belgijskiej Marynarki Wojennej dowiedział się, że szwedzki badacz i podróżnik Otto Nordenskiöld organizuje wyprawę polarną. De Gerlache zaoferował mu listownie pomoc zarówno w zbieraniu brakujących fundusze jak i w samej wyprawie. Niestety nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Skłoniło go to do rozmyślań nad samodzielną organizacją belgijskiej ekspedycji naukowej do Antarktyki. Nie było to łatwe z kilku względów, po pierwsze Belgia nie była potęgą morską i nie dysponowała silną flotą, po drugie również borykała się kłopotami finansowymi. Wielkie sumy pochłaniały w tym czasie badania oraz inwestycje w nowej, belgijskiej posiadłości zamorskiej – w Kongo. Po długich staraniach udało się jednak De Gerlache’owi nakłonić Brukselskie Towarzystwo Geograficzne do częściowego sfinansowania wyprawy. W zbiórkę funduszy na wyprawę zaangażował się również Henryk Arctowski, wygłaszając w tym celu płatne wykłady i prelekcje. W sumie zgromadzono 200 000 franków – połowa pochodziła z subskrypcji narodowej, połowę dołożył rząd Belgii. Fundusze te były jednak zbyt skromne aby myśleć o zaprojektowaniu i zbudowaniu od podstaw specjalnego statku wyprawowego. De Gelache zakupił więc w Norwegii za 50 000 koron trójmasztowy statek wielorybniczy “Patria”.
 

Dotychczas „Patria” pływała po północnych morzach w pogoni za wielorybimi stadami, wiadomo więc było, że konstrukcja statku jest bardzo solidna i umożliwia żeglugę w lodach. De Gerlache spotkał już wcześniej ten statek na wodach Grenlandii, stąd też znał jego możliwości.
 

“Patrię” zbudowano w 1884 roku w stoczni w Svelvig (w Sandefjord) w Norwegii, konstruktorem był Christian Jacobsen. Miała ona 30m długości, 6,5m szerokości i 244 tony wyporności. Dodatkowo była wyposażona w pomocniczy 150-cio konny silnik parowy, wyprodukowany w zakładach “Nylands Voerkstad” koło Oslo. Silnik ten zapewniał statkowi prędkość podróżną około 7 węzłów.W związku z nową, daleką wyprawą w nieznane wprowadzono szereg modernizacji konstrukcyjnych. Przebudowano kabiny pod pokładem, urządzono pracownie naukowe, gdzie zgromadzono sprzęt pomiarowy i badawczy, kadłub pokryto miedzianą blachą, jako zabezpieczenie przed ostrymi kawałami paku lodowego.
 

Stary wielorybnik “Patria” został ponownie ochrzczony i otrzymał nową nazwę “La Belgica”. W 1897 roku “Belgica”- już jako jednostka odkrywczo-badawcza żegnana uroczyście na nabrzeżu w Antwerpii, oddała cumy i opuściła rodzinną Belgię, kierując się na dalekie południe.
 

Z rekrutacją członków grupy naukowej wyprawy nie miał De Gerlache najmniejszych problemów i już wiosną 1896 roku międzynarodowa ekipa była już skompletowana. W jej skład weszli młodzi ludzie, reprezentujący 6 nacji. Ostateczny skład wyprawy w dniu wypłynięcia z Antwerpii liczył 23 osoby i wyglądał następująco:
 

1. Adrien de Gerlache (Belgia) – pomysłodawca i organizator całego przedsięwzięcia, komendant wyprawy, lekarz – chirurg
2. Georges Lecointe (Belgia) – pierwszy oficer, zastępca komendanta wyprawy
3. Roald Amundsen (Norwegia) – drugi oficer (kilkanaście lat później wygrał szaleńczy wyścig z Robertem Scottem i jako pierwszy dotarł do Bieguna Południowego). Był on tak zainteresowany wyprawą, że zaoferował swój udział nie pobierając za to żadnego wynagrodzenia.
4. Jules Melaers (Belgia) – trzeci oficer
5. Henri Somers (Belgia) – pierwszy mechanik
6. Max Van Rysselberghe (Belgia) – drugi mechanik, najmłodszy członek załogi
7. Josef Duvivier (Belgia) – trzeci mechanik
8. Henryk Arctowski (Polska) – geolog, glacjolog, meteorolog
9. Emil Danco (Belgia) – geofizyk
10. Emil Gustave Rakowitza (Rumunia) – zoolog
11. Antoni Bolesław Dobrowolski (Polska) – początkowo zamustrowany jako marynarz, od 25 marca 1898 roku przeniesiony do sztabu naukowego wyprawy jako asystent meteorologa
12. Louise Michotte (Belgia) – steward
13. Lemonnier (Francja) – kucharz
14. Jan Van Damme (Belgia) – marynarz
15. Maurice Warzee (Belgia) – marynarz
16. France Dom (Belgia) – marynarz
17. Gustave Dufour (Belgia) – marynarz
18. Jan Van Mirlo (Belgia) – marynarz
19. Hjalmar Johansen (Norwegia) – marynarz
20. Engelbert Knudsen (Norwegia) – marynarz
21. Adam Tollefsen (Norwegia) – marynarz
22. Johan Koren (Norwegia) – marynarz
23. August Wiencke (Norwegia) – marynarz
 

W Rio de Janeiro dołączył do wyprawy Frederick A. Cook – (USA) lekarz i fotograf, 32 lata, najstarszy członek wyprawy, uczestnik wyprawy Roberta Peary’ego na Biegun Północny, .
 

Rejs przez Atlantyk (na trasie Ostenda – Rio de Janeiro), z krótkim postojem na Maderze zajął 52 dni. Kolejny postój był w Montevideo. W Punta Arenas, ostatnim porcie Ameryki Południowej z załogi zdezerterowało czterech marynarzy oraz odprawiono kucharza, którego zastąpił jeden z marynarzy – „złota rączka” Michotte. Był środek antarktycznego lata. De Gerlache zdecydował się na trwające dwa tygodnie badania Ziemi Ognistej, co opóźniło wyprawę. Arctowski już wtedy miał przeczucie, że może im nie starczyć czasu na planowany rejs.
 

Wynikiem tego „Belgica” dosyć późno, albowiem dopiero 14 grudnia wypłynęła z Punta Arenas. We wstępnych planach była – jak nazwali ją sami członkowie wyprawy „wycieczka” na Szetlandy Południowe, dalej w okolice Ziemi Grahama i rejs Melbourne po uzupełnienie zaopatrzenia. Obecnie niektórzy przypuszczają, iż tak późne wypłynięcie było krokiem zamierzonym przez barona de Gerlache’a. Wiedząc, że statek ten wspaniale sprawuje się w lodach, umyślnie opóźnił start, ponieważ chciał pozostać na nim w Antarktyce na zimę. Początkowo sądzono, że konieczność zimowania nie była celowa.
 

Już w Kanale Beagel (zwanym Psim Fiordem) mieli pierwszą przygodę. Płynąc do Lapataia – składu węglowego dla argentyńskiej marynarki statek wpadł na nieoznaczone na mapie skały. Sytuacja była na tyle poważna, że brano już pod uwagę porzucenie statku i zaniechanie całej wyprawy. Szczęśliwie wysoka fala porannego przypłyu uwolniła statek. Dzięki grubej warstwie wodorostów porastających skałę szczęśliwie obyło się bez perforacji poszycia ani osłabienia elementów konstrukcyjnych. W końcu stycznia 1898 roku ”Belgica” dopłynęła w okolicę Szetlandów Południowych, gdzie napotkano pierwsze góry lodowe.
„Góry te są dziećmi nie morza, lecz ziemi, rodzą się z pancerzy lodowych, stężałych w lód wiecznych śniegów” – tak pisał o nich Dobrowolski. Tu raz jeszcze śruba statku zaczepiła o podwodne skały. Statek kontynuował podróż w kierunku zachodnim przez wody Antarktyku (tak nazywano kiedyś atlantycką część Oceanu Południowego). W czasie silnego sztormu, 22 stycznia fala zmyła za burtę młodego majtka – Carla Wiencke. Mimo bohaterskiej akcji ratunkowej porucznika Lecointe, nie udało się uratować młodego Norwega. Była to pierwsza ofiara Białej Pani Południa.
 

Pod koniec lutego statek dotarł do cieśniny po zachodniej stronie Półwyspu Antarktycznego, do Ziemi Palmera. W okolicy tej, w 1895 roku sporadycznie pojawiał się niemiecki łowca fok Dallman, lecz jego rysunki „ziemi Palmera” były bardzo niedokładne. Przeprowadzono tam dokładne pomiary kartograficzne, wykonano odpowiednia mapy. Po bliższym rozpoznaniu „ziemia” okazała się obecnym Archipelagiem Palmera. Do dziś miejsca w tym rejonie noszą nazwy nadane przez de Gerlache’a: Brabant, Leodium (obecnie Liege), Gandawa i Antwerpia (Anvers), Wiencke – ku czci zmarłego tragicznie marynarza oraz po zachodniej stronie Półwyspu, na nieznanej wcześniej części Ziemi Grahama – Wybrzeże Danco – ku czci zmarłego podczas zimowania geofizyka, który zajmował się pomiarami magnetyzmu ziemskiego.
 

W czasie tej wyprawy po raz pierwszy wykonano zdjęcia Antarktydy. 15 lutego 1898 roku “Belgica” przekroczyła południowy Krąg Polarny i zapuszczając się daleko w pola paku lodowego, dotarła do 71°31’S. Na tej pozycji, 2 marca została uwięziona w lodach, jak później się okazało aż na 377 dni. Było to pierwsze zimowanie w Antarktyce, poniżej 60°S.
 

W tym czasie załoga zmuszona była znosić wielkie niewygody fizyczne: niedostateczną ilość jedzenia, noc polarną, brak witamin a co za tym idzie groźbę szkorbutu a także psychiczne (jako mała izolowana w ekstremalnych warunkach grupa, nieprzygotowana na tak długi rejs). Frederick Cook – który miał już doświadczenie polarne (uczestniczył dwukrotnie w wyprawach Roberta Peary’ego na daleką Północ Grenlandii) nakłonił de Gerlache’a do polowań na foki i pingwiny, których świeże mięso miało zapobiegać rozwojowi tej choroby. Wszyscy członkowie wyprawy bardzo chcieli wracać lecz nie było żadnej możliwości uwolnienia statku z okowów lodu. W styczniu 1899 roku Cook wpadł na desperacki pomysł wycięcia kanału w lodzie, przez który statek mógł by wydostać się na otwartą wodę. Cała załoga pracowała ręcznymi piłami i siekierami rąbiąc 600 metrowy kanał od strony otwartej wody w kierunku statku. Po miesiącu ciężkiej pracy, gdy od statku dzieliło ich zaledwie 30m silny wiatr wepchnął do wyciętego kanału pak lodowy, zamykając go na dwa tygodnie. W końcu, po kolejnym miesiącu oczekiwania “Belgica” uwolniła się z okowów lodu i dopiero 28 marca 1899 roku dopłynęła do Punta Arenas w Chile.
 

Największym osiągnięciem wyprawy de Gerlache’a – poza faktem pierwszego zimowania w Antarktyce, było prowadzenie całorocznych, ciągłych obserwacji przyrodniczych w wielu dziedzinach (meteorologia, oceanografia, magnetyzm, glacjologia, biologia). Zgromadzona w ten sposób szczegółowa wiedza, bogate doświadczenie, zbiory fauny i flory, próbki geologiczne, fotografie oraz nakreślone nowe mapy zdecydowały o następnej fazie odkrywania i zdobywania tego kontynentu. Szczegółowe opis wyprawy oraz wyniki naukowe opublikowano w 10-tomowym dziele pt.: „Ekspedition Antarctique Belge – Resultatus Voyage du s/y Belgica en 1897-1898-1899 sous le Commandant A. de Gerlache de Gomery”.
 

W roku 1903 baron de Gerlache raz jeszcze, jako uczestnik wyprawy Charcot wybrał się do Antarktyki na statku “Francaise”, lecz zrezygnował w Buenos Aires. Próbował potem organizować tak zwane “polar safaris” – wyprawy turystyczne na Wschodnią Grenlandię i Spitsbergen, lecz niestety bez większego powodzenia. Musiał sprzedać dopiero co zakupiony statek – 300 tonową berkantynę “Polaris”. Jego nowym właścicielem stał się Ernest Shackelton i po zmianie nazwy statku na “Endurance” wyruszył na jego pokładzie na wody Południowego Oceanu Lodowatego.
 

Syn barona de Gerlache’a – Gaston, uczestnik wyprawy antarktycznej w roku 1957-59 z okazji 100 rocznicy wyprawy “Belgica” – jako turysta i honorowy uczestnik “De Gerlache Antarctic Cruise” na pokładzie rosyjskiego statku turystycznego “Profesor Multanowski” ponownie odwiedził Antarktydę. W styczniu 1998 roku gościliśmy go na Polskiej Stacji Antarktycznej „Arctowski” (TJ).
 

Opracowano na podstawie:
„Roald Amundsen’s Belgia Diary – The first scientific expedition to the Antarctic” – pod redakcją Hugo Decler, 1998 Antwerpia, Belgia
“The Belgica Expedition Centennial: Perspectives on Antarctic Science and History” – pod redakcją Hugo Decler, Coude De Broyer, 2001, Bruksela, Belgia
„Ludzie z antarktycznej historii” – S. Rakusa-Suszczewski, 1995, Warszawa
„Wspomnienia z wyprawy polarnej” – A.B. Dobrowolski, 1950, Warszawa